wtorek, 17 grudnia 2013

5. Pogranicznie zaburzona.

Coś rozrywa mi wnętrzności. Czuję się niechciana, zostawiona na lodzie i nienawidzona. "Problem" w tym, że nikt mnie nie skrzywdził. Sama zaczęłam się izolować, zamknęłam się w pokoju i wyłączyłam wszelkie możliwe komunikatory, łącznie z telefonem. Wiem, że M. się o mnie martwi, ale nie chcę z nim rozmawiać. To znaczy, chcę, ale nie chcę mu tego pokazać. Nie wiem, dlaczego. 

Moje samopoczucie zmienia się z chwili na chwilę - trochę pochlipuję, potem staję się zupełnie bezuczuciowa, by znowu zacząć rozpaczać. Zupełnie się nie rozumiem i nie wiem, co mam z tym fantem zrobić. Przeczekać? Zmusić się do normalnego funkcjonowania? Zatopić się w tym do reszty?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

4. Pustka, nijakość, autodestrukcja.

Mam ochotę na ból. Coś przeżerającego moje wnętrzności i piekącego psychikę. Gdybym była z M., wiedzielibyśmy, co robić. 

Bez niego mogę chyba tylko głodować. Nie tnę się, jedyne w miarę świeże blizny, które mam, są dziełem M. Gdy przyjechał do mnie po raz pierwszy, chciał zostawić po sobie ślad. I zostawił aż cztery, dumnie noszę je na swojej nodze. Mam jeszcze jakieś drobne od zadrapań, też wykonanych przez M., ale już bledną.

Zrobię wszystko, by dać radę bez bólu, ale czuję taką wewnętrzną pustkę, którą bardzo chciałabym czymś wypełnić. Czymś wyjątkowo silnym, pozwalającym mi zapomnieć o całym życiu i skupić się tylko na tym uczuciu.

niedziela, 15 grudnia 2013

3. M.

Wczoraj piłam wódkę, po czym stwierdziłam, że wezmę zolpidem i kompletnie odleciałam, prawie nic z tego nie pamiętam, oprócz tego, że wydawało mi się, że moje kończyny nie należą do mnie. Ale nie było to nic złego, czułam się tak, jakbym miała przy sobie ramiona M. Jeszcze 12 dni...

M. mieszka w Niemczech, przez co widzimy się zazwyczaj raz na miesiąc. Na co dzień zostaje nam Skype, ale chyba nie muszę nawet wspominać, że to nie to samo. Jesteśmy ze sobą od dziesięciu miesięcy, jakoś dajemy radę, chociaż czasami jest bardzo ciężko. Najgorzej było po wakacjach, po trzech miesiącach spędzonych sam na sam... Przeżyliśmy ze sobą cudowne chwile: rozmawialiśmy, chodziliśmy na koncerty, ćpaliśmy... Można wymieniać bez końca. Mam nadzieję, że w następnym roku zamieszkamy razem, bez względu na to, ile to będzie kosztowało. Chcę spędzić z M. resztę życia, czas spędzony z nim to najpiękniejsze chwile mojego życia. Nikt, tak jak on, nie potrafi mnie zrozumieć, wysłuchać, sprawić, że czuję się kochana.

Gdy nie jesteśmy obok siebie, czuję się tak, jakby moje życie było tylko filmem, który oglądam. Nie uczestniczę w niczym, jestem tylko postronnym obserwatorem. Należę do M., chcę być przy jego boku cały czas. Nie umiem żyć z dala od niego, to mnie niszczy i sprawia, że jestem nieszczęśliwa. Pieprzone 12 dni (ilekroć zostaje 12 dni do momentu, kiedy się zobaczymy, mam w głowie utwór 12 Days of Rain zespołu October Tide). Im mniej czasu, tym bardziej te dni się dłużą, bo o niczym innym nie myślę. Powinnam myśleć o piątkowym kolokwium z całek, ale jakoś nie mogę się za to zabrać, i tak wiem, że zaliczę.

sobota, 14 grudnia 2013

2. Zdepersonalizowana w zderealizowanym świecie.

Jesienny wieczór, centrum miasta. W samotności przemierzam zatłoczone ulice z papierosem w dłoni. Ogarnia mnie jakaś taka melancholia, czuję się tak, jakbym patrzyła na świat zza szyby. Nic, co mnie otacza, nie jest realne, wszystko jest owiane nierzeczywistą mgłą. Nie należę tu. Jestem tylko gościem na tym świecie, nie jestem człowiekiem, to niemożliwe. Nie wierzę, że ja też mam ciało, poruszam się, jestem widoczna. Czuję się tak, jakbym była tylko złudzeniem.

Zastanawiam się, czy wejść do apteki i kupić kodeinę. Z jednej strony mam na to wielką ochotę, jak z resztą zawsze, ale z drugiej obiecałam M., że nie wezmę opio bez niego. Zielone neony patrzą na mnie, zapraszając mnie do środka, jak mogę odmówić? Kieruję się w stronę apteki, już wyciągam portfel, ale coś mnie hamuje. Nie chcę zniszczyć tego, co jest między mną a M., nie chcę zawieść jego zaufania. Już raz się poddałam tej chęci i kupiłam Antidol, przez co prawie rozwaliłam nasz związek. Myśląc o tym, chowam pieniądze, rezygnuję z kupna pozornego szczęścia. "Już niedługo" - powtarzam sobie w myślach. Za dwa tygodnie się zobaczymy i razem zaćpamy. Dam radę, wytrzymam. Muszę.

1.

To nie jest mój pierwszy blog. Ostatni pewnie też nie. Poprzednie zlikwidowałam, teraz trochę żałuję, ale działałam impulsywnie.

Mam stwierdzone zaburzenie osobowości typu borderline, a co za tym idzie, mam skłonność do odczuwania niektórych rzeczy inaczej. Czasami czuję zbyt wiele, czasami zupełnie nic. Nie potrafię kontrolować poszczególnych elementów mojego życia ani wielu zachowań, ale mam kogoś, kto to wszystko dzielnie znosi i stara się mnie zrozumieć. Nigdy nie zrozumiem, czemu M. zdecydował się ze mną być, ale sprawił, że moje życie zmieniło się o 180 stopni.

Jeśli chodzi o przyziemne sprawy: jestem na pierwszym roku studiów, których nienawidzę; otaczam się ludźmi, których najchętniej bym unikała; mieszkam z rodziną, która nic o mnie nie wie. Mam nadzieję, że zmienię wszystko z wyjątkiem studiów, które, chociaż ich nie cierpię, mają sens. Gdybym zdecydowała się na studiowanie tego, co mnie pasjonuje - czyli muzykologii - wylądowałabym jako sprzątaczka w Anglii, a to mnie pociąga jeszcze mniej, niż zostanie nudnym ekonomistą.

Nienawidzę wstępów, od razu przeszłabym do rzeczy, ale chyba byłoby głupio. Nie wiem, czy ktoś to będzie czytał, jeżeli tak, to serdecznie współczuję - piszę bloga po to, żeby się wyżyć.