wtorek, 15 kwietnia 2014

21. Niestabilność.

Nienawidzę swojej niestabilności emocjonalnej. Jeszcze parę dni temu dałabym głowę, że mam depresję, a teraz... może szczęśliwa nie jestem, ale przybita też nie. Czuję się tak, jakbym nie zdawała sobie sprawy z tego syfu, który powinien nazywać się moją przyszłością. Wygląda ona fatalnie, ale jakoś to do mnie nie dociera.

M. nie chciał zaakceptować mojej decyzji o odejściu, więc... szuka pracy w Polsce. Cała sytuacja jest totalnie nienormalna, ale jeśli jakakolwiek firma zgodzi się przyjąć M. (który polskiego prawie nie zna, nie licząc przekleństw i innych, jakże "przydatnych" wyrazów), to za jakieś dwa miesiące może skończyć się ta cholerna epoka 800-kilometrowego dystansu. Ale sama nie wiem, czy to dobry pomysł. 

Moja terapeutka ma mnie w dupie, już któryś raz odwołała wizytę. Natomiast kiedy wizyty nie odwołuje, ma dla mnie marne pół godziny. Czy pół godziny na dwa tygodnie można w ogóle nazwać terapią? Nawet myślałam, żeby z nią o tym pogadać, ale chyba nie mam odwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz